Saryusz-Wolski: "Ulica" i "zagranica" przestają działać

Saryusz-Wolski: "Ulica" i "zagranica" przestają działać

Dodano: 
Jacek Saryusz-Wolski (PiS)
Jacek Saryusz-Wolski (PiS) Źródło: PAP / Marcin Obara
Może okazać się, że kulminacja tej broni określonej jako „zagranica”, czyli sankcjonowanie Polski za naruszenie tzw. praworządności, po prostu nie działa. To tak, jakby próbować strzelać z zamokłego prochu. A jeśli zagranica nie działa, to ściśle z nią związany drugi człon tej akcji, czyli „ulica” również będzie miał podcinane korzenie ‐ mówi w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl europoseł Prawa i Sprawiedliwości Jacek Saryusz-Wolski.

Władze Portugalii poparły weto Polski i Węgier w sprawie wiązania unijnego budżetu z praworządnością. Czy to zwiększa szansę rządu Mateusza Morawieckiego w sporze na forum UE?

Jacek Saryusz-Wolski: Portugalia już dawno dystansowała się od łączenia funduszy i tzw. praworządności, a więc to nic nowego. Tym razem jednak wybrzmiewa to głośniej i wyraźniej, ponieważ za cztery tygodnie ten kraj przejmuje prezydencję w UE.

Jak decyzja Portugalii ma się do stanowiska ogółu krajów Południa UE?

Właściwie tak samo myśli Hiszpania, Włochy czy Grecja. Te kraje bardzo potrzebują unijnych funduszy, ponieważ najbardziej ucierpiały na koronakryzysie. Po drugie, obawiają się, że w następnej kolejności mogą same być karane finansowo, co prawda za coś innego, niż Polska czy Węgry, ale chodzi o sam mechanizm. Dlatego obawiają się, że padną ofiarą szantażu budżetowego. Póki co, nie wychodzą przed szereg, ale są potencjalnymi sojusznikami Polski i Węgier.

Krytycy działań polskiego rządu są przeciwnego zdania. Część z nich twierdzi, że kraje Południa mogą skorzystać na podziale "budżetowego tortu", jeśli pieniądze nie trafią do Polski i Węgier.

To jest przejaw ignorancji. Tego "tortu" nie można dowolnie kroić. Są określone zasady i algorytmy i nie działa to tak, że jeśli ktoś czegoś nie weźmie, to skorzysta ktoś inny. To wprowadzanie opinii publicznej w błąd.

W poniedziałek w Parlamencie Europejskim odbyła się debata na temat praw LGBT w Polsce i na Węgrzech. Nie uczestniczyli w niej politycy niemieccy, za co spotkała ich krytyka. Czy Pańskim zdaniem nasi zachodni sąsiedzi nie chcą brać na siebie decyzji w tej kwestii?

Ta debata była bardzo miałka i pozbawiona wigoru. Widać wyraźne wyczerpanie materiału. Pozostały głosy radykalne, ale bardzo nieliczne. Gdyby się w nie wsłuchać, można mieć wrażenie, że oni sami już nie wierzą w powodzenie prowadzonej przez siebie nagonki.

Napisał Pan na Twitterze, że stanowisko Polski i Węgier może ukrócić działania "ulicy i zagranicy". W jaki sposób?

Może okazać się, że kulminacja tej broni określonej jako "zagranica", czyli sankcjonowanie Polski za naruszenie tzw. praworządności, po prostu nie działa. To tak, jakby próbować strzelać z zamokłego prochu. A jeśli "zagranica" nie działa, to ściśle z nią związany drugi człon tej akcji, czyli "ulica" również będzie miał podcinane korzenie. Zwróćmy uwagę na to, że w trakcie kulminacji sporu o praworządność na ulice wyszli ludzie. Wyraźnie widać jakiś centralny ośrodek, który koordynuje i zarządza tym kryzysem. Jeżeli wypali się to na jednym polu, a na to wygląda, to i na drugim zacznie wygasać.

Lewica i Koalicja Obywatelska straszą Polexitem i podkreślają wysokie poparcie Polaków dla członkostwa w UE. Czy taka retoryka ma szansę trafić do społeczeństwa?

Polacy się już na tę bzdurę nie nabierają. Popierają członkostwo w Unii, w której dbamy o swoje interesy, a nie wywieszamy białą flagę i stawiamy się w pozycji poddanego. Pewnie pamiętają też, że były przewodniczący PO Grzegorz Schetyna wzywał do referendum w tej sprawie, a Lech Wałęsa wzywał Brukselę do wyrzucenia Polski z UE. Moim zdaniem, to kompletnie niewiarygodny przekaz, który z uporem jest używany, ale nie ma w nim potencjału mobilizującego opinię publiczną.

Jak pogodzić kwestię praworządności z tym, że to organy wykonawcze, a nie sądownicze UE mają decydować o ewentualnym ukaraniu kraju członkowskiego?

Po pierwsze, trójpodział władzy nie jest zapisany nigdzie w traktatach. Po drugie, jest praktykowany w sposób ograniczony, nawet w ojczyźnie Monteskiusza. Długo można mówić o tym, jak bardzo w stronę władzy wykonawczej przechylony jest system władzy we Francji. W samych instytucjach unijnych trójpodziału właściwie nie ma, ponieważ Komisja jest zarazem legislatywą, władzą wykonawczą i sądowniczą. W przypadku tzw. praworządności występuje w roli prokuratora, czyli oskarżyciela, a także sędziego i egzekutora. Wszystkie role są tutaj pomylone, nie mówiąc już o tym, że mamy do czynienia z uzurpacją władzy, której traktat nie daje Komisji. Ten organ łamie zatem postanowienia dokumentu, którego mieni się być strażnikiem.

Krytyka wobec decyzji polskiego rządu płynie nie tylko ze strony entuzjastów UE, ale np. ze strony Konfederacji, która twierdzi, że te działania są tylko prowizoryczne, a suwerenność naszego kraju i tak została już pogrzebana podczas lipcowych negocjacji.

Proponuję przeczytać punkt 23. konkluzji i porównać stan wejściowy i wyjściowy tych negocjacji. Wtedy okaże się, że to ta druga strona próbowała umieścić powiązanie budżetu z praworządnością, a ostatecznie został umieszczony zapis o ochronie budżetu. Nie ma tam nic o praworządności. Polska i Węgry zostały oszukane w tym sensie, że później porzucono te postanowienia. Nie jest to nic nowego, bowiem ten sam manewr wykorzystano w sprawie przymusowej relokacji imigrantów, gdzie co innego postanowiono na poziomie Rady Europejskiej (czytaj premierzy, jednomyślność), a co innego na poziomie Rady Unii Europejskiej (czytaj: ministrowie, większość).

Rozmawiał: Paweł Zdziarski
Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także